Historia błękitnego porodu Justyny: totalnie mój

Historia błękitnego porodu Justyny
Wszystko zaczęło się o 3:30 obudziłam się i poczułam, że odchodzą mi wody. Zdążyłam pójść do toalety i już wiedziałam, że to będzie tego dnia. A powtarzałam, że moje dziecko nie urodzi się w terminie, bo to niemożliwe. Bo tylko 5% dzieci rodzi się w terminie. Miałam w sobie dużo spokoju czekałam na rozwój akcji. Skurcze zaczęły się momentalnie, były regularne, ale delikatne i niezbyt długie. Położyłam się i liczyłam. To już był czas ekscytacji, że to wreszcie ten dzień, ale nikogo jeszcze nie budziłam, włączyłam na słuchawkach afirmacje…
Ok 5 zadzwoniłam do położnej Ireny. Powiedziała, że nie spała, bo czekała na telefon ode mnie. Jakby czuła. Przyjechała ok 6 z Wandą . Irena powiedziała, że ma ważne spotkanie o10, ale pewnie do 10 się wyrobimy. W badaniu rozwarcia brak. Wtedy moja głowa zaczęła analizować, a co jeśli nie, jeśli nie zdążymy… Nagle skurcze wyhamowały, a ja skupiłam się na szykowaniu dzieci do szkoły. Ustaliłyśmy, że Irena przyjedzie jak skurcze będą trwały po ok.40s. Jarek zawiózł dzieci do szkoły, a ja zjadłam śniadanie i położyłam się do łóżka. Jarek wróci, wtulił się we mnie i usnęliśmy razem.
 
Cudowna była ta myśl, że nigdzie nie muszę się spieszyć. Że jestem w domu. Byłam spokojna, ale czułam, że muszę poczekać, aż spotkanie się skończy, ustawiłam budzik na 10. Wstałam zrobiłam kawę zjadłam ciasta i myślę, nie no Peosia czas na nas. Usiadłam na piłkę zaczełam się kołysać. Irena zadzwoniła z pytaniem jak sytuacja. Ja, że wszystko się wyciszyło, dobra, plan jest taki, że ona jedzie do pracy, a jak u mnie coś się rozkręci mam dzwonić.
 
Wtedy przypomniałam sobie, że właśnie trwa sesja na żywo z błękitnego porodu. Połączyłam się z dziewczynami, Beata poprowadziła nas przez wizualizacje bezpiecznego miejsca. To było niesamowite. Nagle znalazłam się w moim lesie, siedziałam na trawie .Trzymałam w objęciach Peosie i karmiłam ją. Pod moim nogami płyną strumień, słyszałam go, powietrze było rześkie, a słońce zza drzew lekko ogrzewało mi kark. W tle słyszałam jak Jarek wygłupia się z dziećmi, leżą na kocu, łaskoczą się, podjadają nasze piknikowe przekąski… Ryczałam ze wzruszenia… tak bardzo czułam jak realny jest ten obraz i już bliski. Gdy przyznałam się na forum, że u mnie właśnie wszystko się zaczęło, dziewczyny podczas spotkania on line wysłały mi mnóstwo wspierających wiadomości. Czułam moc i wdzięczność za taką wioskę wsparcia.
Wizualizacja bezpiecznego miejsca
Wybiła 11:30 tu cisza, skurczy brak, wody sączą się…dzwoni położna i mówi, że niebawem minie 12 h od odejścia wód, a wg procedury domowego porodu po tym czasie muszę zrobić KTG i morfologię.
Przypomniałam sobie, że właściwie byłam umówiona na KTG, bo dziś jest termin porodu.
 
Tu zaczął się stres… Co jak będą chcieli mnie zatrzymać? Co jeśli coś jest nie tak… pojechałam z mężem. Długo czekałam w kolejce słuchając mojej ulubionej relaksacji od Beaty „bańka bezpieczeństwa” i mantr uzdrawiających. Nie dając po sobie poznać, że akcja porodowa trwa weszłam na KTG.
 
Byłam spokojna, pewna siebie. Badanie wyszło prawidłowo, ale czekało mnie jeszcze pobranie krwi i wizyta u ginekologa. Tego bałam się najbardziej. Byłam zdeterminowana,. przecież wiem, że chcę rodzić w domu…więc weszłam na pewniaka do lekarza i poprosiłam, żeby mnie nie badał, spieszył się na cesarskie cięcie więc było mu to na rękę, a mi spadł kamień z serca.
 
Potem już jechaliśmy do domu w euforii, że teraz już mogę spokojnie rodzić w domu, że już żadnych przeszkód nie ma. Podjechaliśmy po obiad do naszego ulubionego baru mlecznego na Stalowej i wróciliśmy do domu. Miałam pełen komfort, bo wiedziałam, że dziećmi zajmie się teściowa,a potem zawiezie ich do moich rodziców. Teraz może wszystko się zacząć.
 
Po obiedzie ok. 14 Jarek włączył mi film „Pamiętnik”, a ja poczułam, że skurcze zaczynają się na nowo. Z każdym skurczem oddychałam, zapisywałam jak długo trwają… Dokładnie pamiętam scenę z filmu kiedy główny bohater położył się na ulicy w środku nocy. To przywołało mi porównanie do porodu, muszę się po prostu temu poddać, zaufać temu procesowi. Czułam, że jestem gotowa. W głowie dźwięczały mi słowa Wandy „pamiętaj, peonie otwierają się powoli”.
 
Około 15:30 skurcze były już dość intensywne na tyle, że czułam, że nie ma już odwrotu i trzeba dzwonić po Irenę. Bujałam się na piłce korzystałam z kotwic, zapach pomarańczy, lampki… Czułam się bardzo komfortowo i bezpiecznie. Kiedy przyjechała położna skurcze były już naprawdę silne i regularne postanowiłam zgodzić się na badanie.
 
Werdykt 3/4cm. Miałam nadzieję, że więcej, ale znowu wracały do mnie słowa Wandy. Myślę sobie daj sobie czas. Wtedy zaczęłam więcej rozmawiać z Małą, tłumaczyć jej, że już niedługo się zobaczymy. Oddychałam i wracałam do swojego bezpiecznego miejsca, założyłam słuchawki i słuchałam mantr uzdrawiających. Byłam w swoim świecie. Gdy czułam, że zbliża się skurcz, prosiłam Jarka by ściskał mi kark. To dawało mi ulgę, korzystałam też z grzebienia. Ale odkryłam również, że opieranie się w pozycji stojącej o brzeg szafki nasadami dłoni daje taki sam efekt jak grzebień, ale równocześnie na obie ręce. To było dobre. Dużo chodziłam przypominając sobie ćwiczenia od Izabeli Dembińskiej otwierające miednicę, bocianki… Z każdym kolejnym skurczem czułam, że poród to żywioł, któremu muszę się poddać.
Historia błękitnego porodu Justyny
Nie było to do końca łatwe dla mnie, w pewnym momencie skurcze zlały się i nie czułam już przerwy między, tzn. w przerwach czułam ból podbrzusza, jakby już było zmęczone. Wreszcie nadszedł czas kryzysu. W badaniu 8cm, a ja żałuję, że jestem w domu. Myślę sobie gdybym była w szpitalu dostałabym znieczulenie i miałabym siłę na końcówkę. A tak nie ma odwrotu. Irena pociesza mnie, że już blisko. Jarek przynosi wodę robi mi zimne okłady jest mi strasznie gorąco. W pewnym momencie było mi też mi dobrze, ale nie chciało mi się wymiotować. Najbezpieczniej czuję się w łazience tam zapieram się o dwie ściany po bokach na każdym skurczu. Pomaga też pozycja stojąca przy szafce gdy Irena i Jarek robią mi kontruciski na miednicę. Śmieję się, że Irena jest silniejsza, bo przepycha mnie w stronę Jarka.
 
W końcu czuję, że muszę się położyć na boku. I wtedy przychodzą skurcze parte. Oddycham, na twarzy mam mokry ręcznik, słucham głosu Ireny, bo skurcze są tak silne, że muszę je wyhamowywać oddechem. Z kolejnym skurczem pytam się czy już widać główkę. Irena mówi, że tak, że widzi włosy, ja na to jak to przecież moje dzieci nie miały włosów jak się rodziły. Pytam czy mogę dotknąć? Tak , mogę …To uczucie było niesamowite. Nie zapomnę do końca życia. Potem już myślę tylko o otwierającym się kwiecie Peoni. Ona zaraz będzie ze mną.
 
I tak się dzieje. Mam w objęciach mój Kwiatuszek. Mój cud! Zalewa mnie może oksytocyny. Jarka bolą ręce od ściskania. Ja pytam jak krocze, Irena mówi, że tylko lekkie otarcie. Tulę to maleństwo do siebie i płaczę ze szczęścia 🥹 czekamy jak przestanie tętnic pępowina i odcinam ją osobiście. Peosia jest zdrowa i piękna. Tuli się i zaraz chwyta pierś!
Historia błękitnego porodu Justyny

Po godzinie oddaję ją na klatkę piersiową Jarkowi, bo czuję, że zaraz się posiusiam. Potem dalej się tulimy i karmimy, bo u Jarka tylko szuka i się denerwuje. Jestem szczęśliwa, wdzięczna i dumna, że postawiłam na swoim. Godzinę później po 21 mój Tata przywozi dzieci. Maks jest wzruszony… widzę to w jego oczach…Pola nieco z dystansem… cieszę się, że mogę być razem z nimi już, że nie jestem rozdzielona jak byłoby to w szpitalu. Jarek robi zdjęcia i wysyła rodzinie.

Potrzebowałam czasu by to poskładać, bo byłam bardzo krytyczna wobec siebie. Ale wiem, że ten poród był błękitny i totalnie mój. Jeśli komuś sprawiłam przykrość tym, że nie uprzedziłam wcześniej że będę rodzić w domu, to tylko dlatego, że obawiałam się że najbliższe mi osoby będą chciały odwieść mnie od tej decyzji… I wiem, że to z intencją dla dobra mnie samej… Ale właśnie bałam się, że wzbudziłoby to we mnie wątpliwości, a ja tak bardzo chciałam spełnić swoje marzenie.

Zdjęcia: archiwum prywatne autorki.

ObiektywnieNaj WM 14 1

Opowiadanie historii porodowych ma MOC!

Osobie, która ją opowiada, pomaga :

  • ułożyć w głowie ciąg zdarzeń
  • spojrzeć na poród z nowej perspektywy
  • uwolnić emocje, które w chwili porodu powstały w ciele
  • dostrzec swoją sprawczość i moc
  • docenić siebie
  • jeżeli to potrzebne, zamknąć to co jest trudne
  • odbić myśli z osobami, które były przy porodzie

Osobie, która słucha dobrych, wzmacniających historii porodowych pozwala:

  • czasem pierwszy raz w życiu usłyszeć, że poród może być dobrym wydarzeniem
  • usłyszeć od drugiej kobiety, jak poród może wyglądać w praktyce
  • zmienić swoje lękowe przekonania
  • rozpocząć proces odnajdywania w sobie sprawczości
  • zweryfikować przekonania o porodzie
  • ułożyć własną wizję porodową, stworzyć listę rzeczy na których najbardziej Ci zależy

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

BłękitnyPoród
Przegląd prywatności

Ta strona korzysta z ciasteczek, aby zapewnić Ci najlepszą możliwą obsługę. Informacje o ciasteczkach są przechowywane w przeglądarce i wykonują funkcje takie jak rozpoznawanie Cię po powrocie na naszą stronę internetową i pomaganie naszemu zespołowi w zrozumieniu, które sekcje witryny są dla Ciebie najbardziej interesujące i przydatne.