uzanna Skolias-Pakuła / fot. Dominika Filipowicz
Żyjemy w czasach, kiedy za najbardziej kompetentne osoby w sprawie przebiegu porodu jest uznawany personel medyczny a tym samym kobiety stały się raczej elementem tego procesu. Przez ostatnie kilkadziesiąt lat bardzo mocno pracowano nad tym, aby przekonać nas, że nie jesteśmy same w stanie sprostać wyzwaniu, jakim jest urodzenie dziecka. I jaki mamy tego rezultat? W świadomości wielu kobiet została zatarta informacja, że podczas porodu to one odgrywają decydującą rolę
Najgorsze jest to, że przeniesienie odpowiedzialności z matki na personel medyczny doprowadziło do mniejszego zaangażowania kobiet w proces porodowy, przez co częściej poród relacjonowany jest jako cierpienie. Inną konsekwencją jest chociażby wzrostu stosowania znieczulenia farmakologicznego czy cesarskiego cięcia [cc] na życzenie.
Sprowadza się do jednej konkluzji – aby przygotować się do porodu należy odnaleźć na nowo w sobie siłę i kompetencje, pobudzić w sobie zaangażowanie.
W mojej społeczności, która gromadzi się wokół idei Błękitnego Porodu, ogłosiłam rok 2019 – rokiem szukania wewnętrznej siły i kompetencji.
Chcę zainspirować kobiety, które myślą o dziecku lub są w ciąży, do szukania ich własnej drogi, do pobudzenia intuicji, do świadomego przygotowania i doświadczania porodu. Dlatego zaprosiłam 12 mądrych i silnych kobiet do rozmowy – rozmowy o tym, jak one rozumieją własną siłę i co dało im doświadczenie porodu.
Dobry Poród: Historia pierwsza – styczeń
Zuzanna Skolias-Pakuła, aktorka, wokalistka, kompozytorka
Beata Meinguer: Jakim doświadczeniem był dla ciebie poród?
Zuzanna Skolias-Pakuła: Jestem mamą dwóch synów, obu urodziłam naturalnie i obydwa porody były dla mnie niezwykłymi, bardzo poruszającymi, głębokimi doświadczeniami. Pierwszego porodu w ogóle się nie bałam, czekałam na niego z ekscytacją. Przygotowywałam ciało i głowę na to, co ma nadejść i czułam, że mam moc, żeby urodzić naturalnie, bez znieczulenia, bez żadnych wspomagaczy. Mój scenariusz marzeń nie spełnił się, niestety, poród zaczął się radośnie, ale postępował wolno, był dość wyczerpujący i uczucia uniesienia przeplatały się z podłamaniem, pamiętam nawet chwilę, kiedy miałam już tak dosyć, że chciałam już iść do domu. Moment zwątpienia w swoje ciało był trudny. Na szczęście miałam ogromne wsparcie męża, który mnie masował, afirmował i był wspaniałym kompanem. Wspierała mnie też dobra położna, która dała nam poczucie bezpieczeństwa, mnóstwo czasu i pomagała podejmować dobre decyzje. Było dużo ruchu, woda i dźwięki z kosmosu, ale również mini dawka oksytocyny, kiedy doznania były bardzo intensywne, a 4 cm rozwarcie (przez dwie piękne godziny skakania na piłce, krzyków, mówienia mantr do rodzącego się syna) nie posunęło się ani o centymetr do przodu.
Przed drugim porodem wiedziałam, że chcę przygotować się głównie na to, żeby przyjąć wszystko, co się będzie działo z dużo większym spokojem. Żeby umieć wyłączyć stres i korę nową. Bardzo czekałam, żeby przeżyć poród jeszcze raz, z większą świadomością i akceptacją.
I zrobiłam to, głównie dzięki głębokiej relaksacji. I na pewno dzięki wcześniejszemu doświadczeniu, dzięki temu, że to już nie było takie nowe i nieznane. I chociaż drugi poród zaczął się w dużo bardziej stresujący sposób, a nawet atakiem paniki po przedwczesnym odejściu wód (4 tygodnie przed terminem), był indukowany i okablowany, to kiedy przyszły skurcze, zaczęłam oddychać głęboko i wszystko potoczyło się dużo spokojniej. Ruszałam się mimo niedogodnych warunków, zanurzałam w oddechu, zachwycałam pięknym nocnym widokiem ze szpitalnego okna na 8 piętrze. Była woda, zapach, masaż, uciski i obecność mojego męża. Prysznic, afirmacje, śmiech, sen. Było zmęczenie i małe kryzysy po drodze, ale udało mi się akceptować wszystko, co się dzieje, podążać za swoimi odczuciami i potrzebami nie zastanawiać czy coś robię dobrze czy źle, po prostu być w tym doświadczeniu, prosić o to, czego potrzebowałam i cieszyć się z tego, co się wydarza. Dzięki temu z ogromną radością, bez cienia zwątpienia w siebie, czy uczucia zawodu, wydać na świat malutką słodzinkę, drugiego synka.
Beata: W którym momencie ciąży czy porodu poczułaś, że od ciebie zależy jakie to będzie doświadczenie?
Zuzanna: W pierwszej ciąży poczułam to dzięki zajęciom szkoły rodzenia i jogi, dzięki dobrym opowieściom porodowym, których tam słuchałam. I myślę, że dzięki pozytywnemu podejściu mam w sobie teraz dużo bardzo dobrych uczuć na temat pierwszego porodu.
Beata: Jaki był twój najpiękniejszy moment w czasie porodu?
Zuzanna Skolias-Pakuła / fot. Jagoda Wędroch, położna
Zuzanna: Przy pierwszym porodzie, wspaniała była ta chwila, kiedy pękł pęcherz płodowy (zanim przyszły skurcze) – byłam sama w domu i prowadziłam wideo rozmowę z moimi trzema przyjaciółkami, bardzo śmiałyśmy się z czegoś i nagle poczułam, że odchodzą mi wody. To było bardzo radosne i uwielbiam to wspominać. A w czasie samego porodu, to na pewno chwila, kiedy położna powiedziała, że już widzi bardzo kudłatą, czarną główkę i kiedy oparta plecami o męża czułam i słyszałam go, jak szlocha i zalewa się krokodylimi łzami wzruszenia i szczęścia i ten krótki, w obliczu kilkunastu godzin skurczy, moment, kiedy czułam przeciskające się przeze mnie małe ciałko. I jak już synek leżał na mnie i mieliśmy czas tylko dla siebie.
W drugim porodzie cała faza parta była wspaniała, piękna, radosna, odjazdowa.
Tuż przed skurczami partymi przyszła na nową zmianę rewelacyjna, bardzo promienna, młodziutka położna z tak cudowną energią, że poczułam, jak wstąpiły we mnie nowe moce. Mówiła cały czas: „Kochanie, jak ty pięknie rodzisz! Pięknie rodzicie! Cudownie współpracujecie!”, bo mój mąż robił mi kontruciski, kiedy krzyczałam „idzie falaaaaa”. Potem znowu ten moment rodzenia się całego ciałka, to było coś najpiękniejszego. I jak wylądował na moim brzuchu.
Beata: Jaki był najtrudniejszy moment w czasie twojego porodu i jak sobie z nim poradziłaś?
Zuzanna: W pierwszym było kilka takich momentów. Pierwszy nadszedł dość szybko, bo po przyjeździe do szpitala, przy badaniu okazało się, że mam 1 cm rozwarcia, a to było po wielu godzinach domowego kręcenia biodrami, siedzenia pod prysznicem i w moim poczuciu, dość rozkręconego już porodu. Drugi mnie załamał, to był moment, o którym już wspomniałam, czyli utknięcie na etapie 4 cm. Nie mam poczucia, że sobie z nim poradziłam. Po prostu zaczęłam podążać za radami położnej. Dopiero jak doszłam do drugiej fazy poczułam przypływ nowych sił i że to co się dzieje, jest najpiękniejsze na świecie.
Przy drugim porodzie, to był moment pęknięcia pęcherza, 4 tygodnie przed terminem, w noc sylwestrową. Wpadłam w panikę. Okiełznałam ją ćwiczeniami relaksacyjnymi, oddechem, kotwicami, które sobie stworzyłam przy codziennym rytuale przygotowań do hipnoporodu. Pomogli mi też bardzo mąż i moja przyjaciółka, która spała wtedy u nas z rodziną.
Beata: Co opowiedziałabyś swojej córce o porodzie?
Zuzanna: Że to niesamowite, piękne i niezwykłe doświadczenie. Że wszystkie lęki z nim związane są normalne i można je oswoić. Że daje poczucie siły i wznosi kobiecość na inny wymiar.
Beata: Czym jest siła kobiety dla ciebie?
Zuzanna: Emocje i wrażliwość.
Beata: Co ty, jako kobieta, odkryłaś o sobie w czasie porodu?
Zuzanna: Odkryłam, że chciałabym kiedyś towarzyszyć jakieś kobiecie przy tym niezwykłym wydarzeniu. Podzielić się wsparciem, wiedzą i ciepłem, które sama dostałam przy swoich porodach.
Odkryłam też, że ciąża, poród i macierzyństwo to dla mnie najmądrzejsze, najgłębsze i najbardziej inspirujące lekcje o samej sobie.
Rozmowę znajdziecie również na stronie: www.miastokobiet.pl
Fot.: Krakowska Scena Muzyczna, Jagoda Wędroch, położna.