Ja też chciałam się podzielić z Tobą moją opowieścią o porodzie. Był wspaniały.
2 maja wieczorem mały Staś przyszedł już na świat po tej stronie brzucha. To był mój szósty poród. Bez wątpienia najlepszy.
Nie udało mi się zrobić kursu Twojej szkoły błękitnego rodzenia, ale czytałam Twoją książkę i przygotowywałam się świadomie tak jak mogłam.

Chcę Ci bardzo podziękować bo dzięki poznaniu Ciebie nauczyłam się świadomie relaksować – nie umiem tak na zawołanie i głęboko ale w ogóle zauważyłam ,że potrafię wyłączyć np nadmiar myśli w głowie. I starałam się w ciąży znajdywać czas na odpoczynek i uczenie się odpuszczania, myślenia o sobie dobrze, a co najbardziej mi było potrzebne to uspokajanie swoich obaw – czy dziecko urodzi się zdrowe, czy żyje (strasznie potrafiłam się zdenerwować że nie czuję ruchów w ostatnim miesiącu ), czy taksówka przyjedzie na czas i czy nie urodzę po drodze (mieszkam pod Warszawą, a chciałam rodzic na Żelaznej w domu narodzin).
Sam poród wspominam jako cudowne przeżycie, odbywające się w zupełnym spokoju, chociaż w swojej cichej intensywnej dynamice, przez nikogo nie kierowane (ja tylko robiłam to, co czułam, kleczalam przy łóżku i wokalizowalam na skurczach, położna towarzyszyła nam i wspierała swoją pewnością siebie, czuwała nad bezpieczeństwem i podsuwała czasem jakieś posunięcie, pozycję.) Przez kilka skurczy byłam w wodzie – co zabawne, w przerwie między nimi mogłam leżeć i odpoczywać, ale jak tylko przychodził skurcz, podrywało mnie do pionu i na kolana. Odruchowo.

Staś urodził się jednak nie w wodzie – na ostatnie dwa skurcze wyszłam z wanny, bo łożysko się odkleiło zanim synek się urodził. Tu muszę Ci powiedzieć jak świetną robotę zrobiła nasza położna. W momencie kiedy zauważyła co się dzieje (woda zabarwiła się na czerwono, tętno Stasia odrobinę spadło ) swoim zwykłym, spokojnym i ciepłym głosem, w którym nie było ani śladu napięcia powiedziała : pani Asiu, na te dwa ostatnie skurcze wyjdziemy z wody bo Staś tego potrzebuje.
Dopiero po czasie uświadomiłam sobie jak wielkie znaczenie miał jej spokój i opanowanie – jak inaczej wpłynęłoby to na mnie i na męża gdyby zaczęła mówić że szybko musimy wyjść bo łożysko się odkleiło i dziecko jest zagrożone. A tu żadnego za przeproszeniem medycznego bełkotu, żadnego straszenia, tylko mówienie o dziecku w porodzie, o jego potrzebach, o tym, co my możemy dla niego zrobić. A bałam się tego że całe moje pozytywne z natury nastawienie do rodzenia plus praca nad świadomym przygotowaniem mogą zostać zmarnowane przez czyjś nadmiar gorliwości czy brak opanowania.

Rzeczy które najbardziej mi pomogły w porodzie to :
– sprzyjające otoczenie – ciemnawo, tylko świeczki (swoich nawet nie zdążyłam wyciągnąć, ale położna zapaliła te szpitalne) , dom narodzin, a nie zwykła porodówka (zwykłe łóżko)
– obecność małej ilości osób – tylko mąż i położna : nie krępowałam się zachowywać naturalnie, właściwie w ogóle o tym nie myślałam.
– ściskanie mojego męża za rękę
– wokalzowanie na niskich samogłoskach na każdym skurczu,co dawało rozluźnienie za pomocą oddechu, luźne usta, gardło
plus picie wody w czasie odpoczynku
– możliwość zmiany pozycji i pozycja wertykalna w drugiej fazie porodu.
– cudownie było urodzić Synka w pozycji kucznej podtrzymywaną przez męża między jego kolanami- tak bardzo razem jeszcze nigdy nie rodziliśmy.
– bardziej zwyczajnie wyglądające pomieszczenie do rodzenia pozwalało mojemu mężowi bardziej naturalnie się czuć i zachowywać, co z kolei mnie dodawało radości i pewności siebie.
Mogłabym opowiadać o tym na nowo wiele razy z wieloma szczegółami. Ale było po prostu wspaniałe. Czułam się tak odsłonięta a zarazem tak bezpieczna i każdy mały gest osób które były ze mną, a który był wyrazem troski, dbałości o moje potrzeby, urastał do ogromnego daru. Zwykłe nakrycie ręcznikiem gdy wyszłam z wody, zwykle słowo położnej : pięknie pani oddycha, pani Asiu…
Jak opowiadałam o tym porodzie mojej mamie, babci (90lat) i teściowej, to wszystkie były bardzo poruszone, a teściowa popłakała się w słuchawkę, kiedy powiedziałam o tym, jak to położna zapytała mnie po porodzie : pani Asiu, czy lubi pani słodką herbatę? To ja pani zrobię.
One same zaznały zupełnie innego traktowania.
Mimo że byłam z położną ledwo godzinę w czasie porodu , bo szybko poszło, poczułam się z nią związana i byłam jej ogromnie wdzięczna.
Życzę wszystkim kobietom takich porodów w których mogą czuć się sobą.

Opowiadanie historii porodowych ma MOC!
Osobie, która ją opowiada, pomaga :
- ułożyć w głowie ciąg zdarzeń
- spojrzeć na poród z nowej perspektywy
- uwolnić emocje, które w chwili porodu powstały w ciele
- dostrzec swoją sprawczość i moc
- docenić siebie
- jeżeli to potrzebne, zamknąć to co jest trudne
- odbić myśli z osobami, które były przy porodzie
Osobie, która słucha dobrych, wzmacniających historii porodowych pozwala:
- czasem pierwszy raz w życiu usłyszeć, że poród może być dobrym wydarzeniem
- usłyszeć od drugiej kobiety, jak poród może wyglądać w praktyce
- zmienić swoje lękowe przekonania
- rozpocząć proces odnajdywania w sobie sprawczości
- zweryfikować przekonania o porodzie
- ułożyć własną wizję porodową, stworzyć listę rzeczy na których najbardziej Ci zależy