Bardzo Ci dziękuję za kurs Błękitny Poród, za Twoje ciepło, wiedzę i spokój. Dzięki Tobie doświadczyłam spokoju, ufności w ciąży i w porodzie. Przeżyłam poród i przemianę, o jakiej nawet nie marzyłam. Moja ciąża była idealna – zdrowa, pełna harmonii, a jej finał to Błękitny Poród: łagodny, dziki, w zgodzie ze mną i naturą.
Marzyłam o porodzie naturalnym, bez traumy i walki, w miejscu, które da mi poczucie bezpieczeństwa.
Długo miałam w sobie lęk, bo historie bliskich kobiet pokazywały, że ciąże bywają trudne. Ale kiedy w trzecim trymestrze pojechałam na medytację Vipassana, wszystko zaczęło się układać. Przez cudowną mamę mojej uczennicy trafiłam na Błękitny Poród, a potem dokładnie do szpitala, który był zgodny z moją wizją.

Zbliżał się termin, a szyjka wciąż nie była gotowa.
Wtedy wydarzył się wypadek samochodowy – stres, policja, karetka, szpital, pierwsze ktg i straszenie mnie ,że odklei się łożysko. Ale intuicja mówiła mi, że jestem bezpieczna. Wracałam do domu na życzenie, kiedy weszłam zobaczyłam wywieszoną dokładnie w tym dniu rano afirmację: „Wszystko jest dokładnie tak, jak ma być” – i poczułam ogromną siłę. Oddychałam, ufałam sobie i wiedziałam, że wszystko idzie w dobrym kierunku.
Tydzień przed terminem lekarz wspomniał o możliwej preindukcji.
Wiedziałam, że nie tego chcę. Robiłam wszystko, by poród rozpoczął się naturalnie: joga, spacery, taniec, masaże krocza, olej z wiesiołka, herbatka z liści malin… I w końcu seks i zaczęło się! Czop śluzowy, plamienia, pierwsze skurcze, ekscytacja, ale i niepewność co jest normalne. Spędziłam noc, oddychając przy skurczach. W ciągu dnia wszystko przyspieszyło – taniec z mężem, relaksacja, wsparcie douli. W końcu wiedziałam – to już! Podróż do szpitala na salę porodową w Mysłowicach była jak trans – słuchałam relaksacji i byłam w swoim świecie.

Na porodówce okazało się, że mam już 6 cm rozwarcia!
Trafiłam do sali porodowej, gdzie panował półmrok, świece, moja muzyka i wsparcie niezwykłej położnej Joanny Plutyi douli- fotograf Gosi Kozłowskiej. Kiedy poczułam, że akcja zwalnia, wróciłam do słuchawek i własnej przestrzeni.
Poród postępował. Zmieniałam pozycje z piłki , na boczną, z podniesioną nogą w końcu na finał kolankowo-łokciową, wsłuchiwałam się w ciało. Gdy przyszła lekarka, która po bolesnym badaniu na skurczu, chciała „z marszu” zrobić mi cesarkę, wiedziałam, że to nie moja droga ( to jedyny nieprzyjemny niepasujący element mojego porodu). Oddychałam, zaciskałam rękę na grzebieniu, trzymałam męża, przyciągałam chustę. Czułam, że moje dziecko się zbliża.

Główka… myślałam, że nie dam rady.
Ale wtedy puściłam wszystko – kontrolę, lęk, „ładne dźwięki”, płyny mojego ciała. Pęcherz płodowy pękł dosłownie rozpryskując się na wszystkich naokoło około 9 cm/10 cm? Adam Amadeusz urodził się 10 minut przed północą, w dzień urodzin Mozarta. Nie płakał, patrzył na mnie mądrymi oczami. Wzięłam go w ramiona, łożysko wyszło samo. Nie pękło krocze, nie czułam bólu po, tylko czystą radość i wdzięczność.
Chwała naturze, hormonom, sile kobiecego ciała. Czuję wdzięczność.
Zdjęcia: Małgorzata Kozłowska

Opowiadanie historii porodowych ma MOC✨
Osobie, która ją opowiada, pomaga :
💠ułożyć w głowie ciąg zdarzeń
💠spojrzeć na poród z nowej perspektywy
💠uwolnić emocje, które w chwili porodu powstały w ciele
💠dostrzec swoją sprawczość i moc
💠docenić siebie
💠jeżeli to potrzebne, zamknąć to co jest trudne
💠odbić myśli z osobami, które były przy porodzie
Osobie, która słucha dobrych, wzmacniających historii porodowych pozwala:
💫czasem pierwszy raz w życiu usłyszeć, że poród może być dobrym wydarzeniem
💫usłyszeć od drugiej kobiety, jak poród może wyglądać w praktyce
💫zmienić swoje lękowe przekonania
💫rozpocząć proces odnajdywania w sobie sprawczości
💫zweryfikować przekonania o porodzie
💫ułożyć własną wizję porodową, stworzyć listę rzeczy na których najbardziej Ci zależy