Cykl błękitnych historii porodowych powstał z chęci zainspirowania innych kobiet, które myślą o dziecku lub są w ciąży do szukania ich własnej drogi, do pobudzenia intuicji, do świadomego przygotowania i doświadczania porodu.
Błękitny Poród: Historia JAGODY
Jagoda: bardzo chcę się nią podzielić z Tobą i innymi kobietami moją historią porodową, żeby pokazać jak może być pięknie.
Mam na imię Jagoda. Mam 32 lata i mieszkam w Lesznie. Niedawno urodziłam mojego trzeciego synka: Cyryla, a oto jak to było:
3.01.2022 rano mieliśmy jechać do Oleśnicy na KTG, bo wg wyliczeń byłam już 7 dni po terminie. Rano ucieszyłam się, bo odszedł mi spory kawałek czopu śluzowego.
Lekarka z Leszna kazała mi do szpitala jechać na czczo, więc zapakowaliśmy się i pojechaliśmy prawie 150 km, bo czułam, że tam chcę rodzić. Słyszałam dużo dobrych historii dotyczących szpitala w Oleśnicy i patrząc na statystyki ich porodów, cieszyłam się, że nastawiają się tam na porody siłami natury.
Już od wejścia na oddział byłam pod wrażeniem. Wszystko czyste, a personel bardzo miły.
Okazało się, że brakuje mi powtórki badań HIV i jeszcze czegoś (w Lesznie nie zlecono mi, żeby robić je dwa razy. W Oleśnicy to standard, żeby pacjentka nie była w okienku serologicznym). Nikt nie miał do mnie pretensji, że nie mam tych badań, co było dla mnie szokiem. Niestety standard opieki medycznej w Polsce przyzwyczaił mnie do tego, że gdy brakuje jakichś badań to na pewno moja wina i prawdopodobnie należy mnie ubiczować, albo przynajmniej zwyzywać.
Zaproszono mnie do gabinetu i poproszono o przygotowanie do badania.
Miła pani doktor powiedziała, że mam 4 cm rozwarcia i ona proponuje, żebym została w szpitalu i dziś rodziła, wg planu: podadzą mi oksytocynę + przebiją pęcherz płodowy. Zaznaczyła, że nie muszę się zgadzać, że mogę też jechać do domu i jeszcze zaczekać, że jest czas i spokojnie.
Ja czułam, że już chcę urodzić. Wtedy ubrałam się i czekałam na przyjęcie, ponieważ wszystkie sale porodowe były zajęte. Czekałam 1,5 h, ale w tym czasie pobrano mi krew, zrobiono KTG, przyjęto do systemu, a mąż czekał w poczekalni i dano mu ubrania do porodu, bo my jakoś nie pomyśleliśmy i nie zabraliśmy nic dla niego 🤦♀️🤷
O 13:30 zaprowadzono mnie na salę: piękna, duża, czysta, wyposażona w piłki, olejki, dyfuzory, tlen…no full wypas. Położna przyszła, przedstawiła się, zapytała o moje samopoczucie, o pomysły na poród o oczekiwania i czy znam plan lekarzy, czy mi to odpowiada itp.
Dostałam też obiad i lekarz czekał, aż zjem, żeby mi nie przeszkadzać (pisze o tym, bo to dla mnie ZUPEŁNIE NOWE DOZNANIE. Wiecie? Lekarz, który czeka na mnie? Niby nic, a jednak).
O 14:03 podano mi OXY, a o 14:07 lekarz przebił pęcherz płodowy. W trakcie porodu położna przychodziła, pomagała mi zmienić pozycję, chwaliła mnie, instruowała męża jak masować. O 14:30 zdjęto mi kroplówkę i zaproponowano lewatywę. Chciałam z niej skorzystać, a więc mi ją podano. Potem poszłam do toalety i pod prysznic. Tam skurcze się nasiliły, więc mąż poprosił położna i wróciliśmy na salę. Miałam już 10 cm rozwarcia (była 15:20/30).
Teraz położna pomogła mi przyjąć pozycję klęczącą, mąż siedział na krześle, a ja opierałam mu się głowa na udach i brzuchu. Tak rodziłam Cyryla.
Przytulona, zaopiekowana i UWAGA sama decydowałam, kiedy chcę przeć. Położna mnie wyciszała, gdy za szybko chciałam go wypchnąć, była z nami teraz cały czas. Pozwoliła mi dotknąć główki i tłumaczyła, że teraz chwilę musimy rozciągać krocze, żeby je chronić, ale czułam, że ona we mnie wierzy, że mąż mnie trzyma i że wiem co robić.
Fot. archiwum prywatne
15:57 urodził się Cyryl. Położna podała mi go natychmiast do rąk. A potem pomogła mi wstać i położyć się do łóżka. Tam Cyryl cały czas był przy mnie. Krew na gazometrię pobrano z pępowiny i dopiero gdy pępowina była gotowa, mąż ją przeciął (chyba 20 min). Potem urodziłam łożysko, a właściwie to odetchnęłam i wyszło.
Położna mnie umyła delikatnie i zbadała, ZA KAŻDYM razem mówiła, co chce zrobić i pytała, czy może, np. Chciałabym Cię trochę obmyć, żeby lepiej widzieć krocze, czy mogę? Chciałabym dotknąć Twojego brzucha, nie bój się, mogę?
Cały czas czułam ogrom wsparcia, akceptacji i mocy.
Kontakt ciało do ciała trwał trochę ponad 2 h. W tym czasie dano mi jeść, zrobiono ciepłej herbaty z miodem i pomarańczą. Zaszyto mi delikatne pęknięcie krocza (super szycie, nic nie czułam i bardzo wygodne szwy).
Gdy Cyryla zabierali na badania (18:05), mój mąż poszedł z nim, a ja piłam herbatę 😍🥰
Potem mieliśmy jeszcze czas, żeby się wykąpać. Tzn. Cyryla zabrali na noworodkowy oddział, żeby go przyjąć, a ja z mężem wzięłam prysznic. Położna odprowadziła mnie do sali i pożegnała uściskiem.
Słowa, które wspominam z porodówki to: jesteś niesamowita, pięknie, super, ale cudowne niskie dźwięki, jesteś doskonała, Twoje ciało wie co robić, ufam Ci.
Powiem szczerze, że nie wiedziałam, że można tak rodzić. Do tej pory dwa porody na plecach, na łóżku ginekologicznym, z komendami teraz leż, teraz przyj, za słabo, staraj się bardziej…
W Oleśnicy było jak w serialu Ostry Dyżur czy Chirurdzy. No z mężem nie mogliśmy uwierzyć.
Dodam jeszcze, że opieka po porodzie też wspaniała. Doradca laktacyjny codziennie na salach. Sprawdzenie wędzidełka podjęzykowego przez położną odbierająca poród, potem przez doradcę i przez pediatrę też. Lekarze na oddziale mili, położne uśmiechnięte. Nie mogę na nic narzekać, a wręcz zaskoczyło mnie posiłków: śniadanie, drugie śniadanie, obiad dwudaniowy, podwieczorek (sałatka) i kolacja.
PS Pozdrawiam Cię Beato i dziękuję za to, że pośrednio przyczyniłaś się do tego, że mogłam tak cudownie urodzić syna.
Jeśli chcesz podzielić się ze mną i światem swoją historią porodową, wzmocnić inne kobiety w ciąży, pokazać, jaką drogę przeszłaś, co się w Tobie zmieniło, jak Twoje wybory wpłynęły na poród, pokazać kobiecą moc i sprawczość i przede wszystkim pokazać, że poród (bez względu na to, jak finalnie się skończył) może być pięknym wzmacniającym doświadczeniem — wyślij swoją historię na kontakt@blekitnyporod.pl
Fot. archiwum prywatne
Dziękuję,że mogłam podzielić się moją historią 🙏
Jagoda – to dla mnie zaszczyt!!!
Cudowna historia. Mam łzy w oczach! Wspaniale, że gdzieś jeszcze istnieją ludzie z powołaniem na porodówce zamiast znudzonych robotów😅
Tak!!!