Historia błękitnego porodu Anny: VBAC po pierwszej cesarce

historia porodu anny vbac 1800x1800 1

Zdj. archiwum prywatne

„Jest Pani stworzona do porodu siłami natury. Teraz musi Pani być przekonana, że tego chce i tak właśnie urodzi” – VBAC po pierwszej cesarce.

Jestem przeszczęśliwa, że dane mi było przeżyć nowe doświadczenie – poród siłami natury. To jest niewiarygodne! Przed porodem szukałam historii potwierdzających moją decyzję, bardzo mi one pomogły. Oto moja historia.

Pierwsza ciąża zakończyła się u mnie 10 dni po wyznaczonym terminie cesarskim cięciem. Wskazanie: brak postępu porodu. Przeżyłam to bardzo mocno psychicznie (bardzo zależało mi na porodzie SN) i fizycznie też wydawało mi się, że dość długo dochodziłam do siebie, choć obiektywnie pewnie trwało to właśnie tyle, ile trwa przeciętnie.

3 lata później byłam w ciąży po raz drugi, niestety lekarz stwierdził, że pęcherzyk jest pusty, stwierdzono poronienie chybione. Moje ciało zachowywało się tak, jak przy klasycznym zajściu w ciążę, ale dzieciątka nie było.

Niecały rok później zaszłam w kolejną ciążę. Postanowiłam, że jeśli nie będzie przeciwwskazań, chcę rodzić naturalnie. Tak jak w przypadku pierwszej ciąży chodziłam na szkołę rodzenia, medyczne przygotowanie do porodu. Czułam się dobrze, pracowałam do połowy ciąży, jako nauczyciel w grupie przedszkolnej.

Jest Pani stworzona do porodu siłami natury. Teraz musi Pani być przekonana, że tego chce i tak właśnie urodzi – powiedział mi lekarz.

Początkowo założyłam, że nie będę „wymyślać” i będę rodzić w pobliskim szpitalu, ale z czasem postanowiłam, że postaram się bardziej i poszukam miejsca bardziej przyjaznego VBAC-owi. Najbliższe mi osoby raczej nie były przekonane do tego pomysłu, lekarz prowadzący również sugerował CC. Termin porodu był wyznaczony na koniec marca. Byłam na konsultacji w wybranym szpitalu, tam dostałam wsparcie, jakiego szukałam, zostałam przebadana i usłyszałam od lekarza n. med. Macieja „Jest Pani stworzona do porodu siłami natury. Teraz musi Pani być przekonana, że tego chce i tak właśnie urodzi”.

To wtedy po raz drugi została mi polecona książka „Błękitny poród”. Mąż coraz bardziej przekonywał się do mojego pomysłu. Położna, którą poznałam w szpitalu, miała ogromny wpływ na mój spokój i przygotowanie do porodu.

Ostatnie tygodnie ciąży to był bardzo intensywny czas. Stosowałam się do zaleceń położnej, czytałam książkę i słuchałam podcastów. Powtarzałam afirmację, przygotowałam playlisty z muzyką energetyzującą i na wyciszenie, wdychałam zapach pomarańczy, aby móc go zastosować, jako kotwicę w trakcie porodu. Do końca ciąży byłam aktywna, dużo spacerowałam, ćwiczyłam z piłką, niestety rozwarcie się nie pojawiało… Traciłam nadzieję na samoczynny rozwój akcji, ale przy tym wszystkim powtarzałam sobie, że „Akceptuję każdy scenariusz”. Ostatecznie zależało mi na bezpieczeństwie moim i dziecka.

Tydzień przed terminem miałam robione ktg przez emerytowaną położną. Powiedziałam jej o moich obawach i dostałam bardzo dużo wsparcia oraz numer telefonu i prośbę o informację, jak potoczy się moja historia. To spotkanie dodatkowo mnie wzmocniło. W dniu terminu mój ginekolog chciał mnie skierować do szpitala za 3 dni, ja jednak tylko przypominałam, że rodzę gdzie indziej siłami natury.

Tydzień po terminie stawiłam się w szpitalu, bałam się, ale jednocześnie czułam się dużo spokojniejsza niż w przypadku pierwszego porodu. Dzień wcześniej byłam również
u mojej fizjoterapeutki uroginekologicznej. Szyjka była miękka i skrócona, ale rozwarcia nadal nie było. Zostałam przyjęta na oddział patologii ciąży około 9, około 14 założono mi balonik. Od razu zaczęły mnie boleć nogi, były ciężkie i jakby opuchnięte. Zaczęłam odczuwać skurcze. Pomiędzy nimi jadłam, rozmawiałam, słuchałam muzyki, w myślach wypowiadałam afirmację z książki BP, które miałam również wydrukowane.

Czułam, że jest coraz trudniej. Mówiłam o swoich obawach personelowi, który był bardzo wyrozumiały. Dostawałam też wspierające sms od mojej położnej. Bałam się, ale powtarzałam w myślach „Ufam personelowi”.

Po nocy ze skurczami i słuchawkami w uszach z muzyką wyciszającą wypadł balonik i po badaniu zostałam przekierowana na salę porodową. Robiłam screeny na telefonie za każdym razem, gdy przychodził skurcz.

Miałam wsparcie wspaniałych położnych i czułam się przy nich bardzo bezpiecznie. Wskazówki z medycznego przygotowania do porodu okazały się bardzo przydatne, nie patrzyłam już na nic, byłam ja i mój poród, ja i moje skurcze, ja i za chwilę moje dziecko. Pojawiał się też strach, który próbowałam akceptować, ale też z nim walczyć.

Około godziny 9.00 poinformowałam męża, że może przyjeżdżać. W przeciwieństwie do pierwszego porodu tym razem jednak nie chciałam, żeby był obecny w trakcie całego porodu. Wiedziałam, że będzie trudno mu wejść w rolę mentora, widziałam strach o mnie w jego oczach, dlatego miał czekać przed salą.

Miałam wsparcie wspaniałych położnych i czułam się przy nich bardzo bezpiecznie. Wskazówki z medycznego przygotowania do porodu okazały się bardzo przydatne, nie patrzyłam już na nic, byłam ja i mój poród, ja i moje skurcze, ja i za chwilę moje dziecko. Pojawiał się też strach, który próbowałam akceptować, ale też z nim walczyć.

Weszłam pod prysznic, ale nie czułam się pod nim najlepiej. Chwilę później zaproponowano mi lewatywę, zgodziłam się. Akcja dobrze się rozwijała. Cudowne położne dopingowały mnie i cierpliwie odpowiadały na moje pytania, mogłam jeść żelki, słuchać muzyki, wdychać zapach pomarańczy (przygotowałam wacik nasączony olejkiem w pojemniku, który normalnie służy do badania kału), zmieniałam pozycje, jako znieczulenie dostałam do wdychania gaz.

Przyjechał mąż, przywitał się, znalazł dla mnie piosenkę, której chciałam słuchać – „Lambada” Kaomy i wyszedł. To wszystko było z jednej strony na maksa realistyczne i przy tym abstrakcyjne.

Około 12 odeszły wody. Miałam głównie skurcze od krzyża, zaskoczyło mnie to, że przerwy faktycznie były wydłużone i mogłam zebrać siły na końcówkę porodu. O 12.44 na
świecie pojawił się nasz synek, mąż wszedł do nas i przeciął pępowinę. Poczułam wielką ulgę, radość i wdzięczność. Bolało, ale chyba myślałam, że będzie bardziej. Nie spodziewałam się, że to wszystko wydarzy się tak szybko. Tuż po porodzie zostałam zszyta, pęknięcie 1 stopnia, mąż kangurował dziecko.

Po porodzie byłam w bardzo dobrej kondycji psychicznej, byłam dumna i szczęśliwa. Fizycznie czułam się dobrze, choć ciało potrzebowało kilku dobrych tygodni, żeby dojść do siebie.

Moje wspomnienie po porodzie… to był BŁĘKITNY PORÓD. Dziękuję!

Chcesz się podzielić swoją historią?

Jeśli chcesz podzielić się ze mną i światem swoją historią porodową, wzmocnić inne kobiety w ciąży, pokazać, jaką drogę przeszłaś, co się w Tobie zmieniło, jak Twoje wybory wpłynęły na poród, pokazać kobiecą moc i sprawczość i przede wszystkim pokazać, że poród (bez względu na to, jak finalnie się skończył) może być pięknym wzmacniającym doświadczeniem — możesz ją wysłać tutaj.

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *