Dziś mija trzeci tydzień od naszego wyjścia ze szpitala po 2 dniach od pojawienia się naszego drugiego Synka na świecie. Poczułam ostatnio, że jestem stworzona do rodzenia dzieci, ale nie stworzona do chodzenia w ciąży 😉
Poczułam też chęć spisania tej historii i podzielenia się nią z innymi kobietami:) W celu wsparcia, dodania otuchy, nadziei i siły na to piękne przeżycie, jakim jest poród i nadejście na świat upragnionego dziecka.
U mnie czas start to poród zaczęło się 25 h przed pojawieniem się Synka na świecie. O godzinie 1:55 w dniu terminu porodu obudził mnie silny skurcz. Nie panikowałam, bo od kilku dni budziły mnie takie skurcze, czasem powtórzyły się jeszcze kilka razy, pochodziłem po domu i przeszło.
Tym razem skurcze były coraz częściej. Położyłam się w drugim pokoju, żeby nie obudzić męża i słuchałam nagrań Beata Jedlińska o oddychaniu. Nie mogłam już zasnąć przez powracające skurcze, więc słuchałam na zmianę nagrania Beata i Klaudii Pingot, których głos działa na mnie kojąco. Przeżywałam te skurcze, cały czas pamiętając o oddechu.
Tego dnia miałam stawić się na KTG w szpitalu IMID w Warszawie w dniu terminu porodu, ale czułam, że będę musiała z tymi skurczami jechać na porodówkę, a nie na KTG do przychodni. Ok godziny 6 rano sprawdziłam, czy wszystko zapakowałam z bieżących rzeczy do torby, sprawdziłam, czy listy napisane przeze mnie dla starszego Syna są gotowe na miejscach i obudziłam męża, żebyśmy dzwonili po dziadków do Syna a my, żebyśmy jechali do Warszawy wcześniej. Skurcze były już co 10 min, ale mamy 80 km do szpitala, a to drugi poród, więc chciałam zdążyć na czas.
Niestety, jak tylko przyjechali moi rodzice, skurcze się wyciszyły… w samochodzie zdarzyły się jeszcze kilka razy, ale nie pojechałam na porodówkę, bo już wiedziałam, że nie zapowiadają porodu. Poczekaliśmy do planowanego KTG o 10:30. W szpitalu nie pojawił się już ani jeden skurcz. Nikos nie chciał za bardzo się ruszać podczas badania, wiec położna mocno musiała zatrząść brzuchem. Dodatkowo dostałam czekoladę i wodę do spożycia, aby pobudzić dziecko.
Badanie wyszło ok. Szyjka długa otwarta na 1 cm można jechać do domu. Dr powiedziała mi, że mogę urodzić dziś albo za tydzień, albo poród może być indukowany. Czułam zmęczenie po nieprzespanej nocy, rozczarowanie, bo myślałam, że już Synek będzie z nami… oraz ogromny niepokój, bo w drodze powrotnej znów pojawiły się skurcze co ok. 30 min, a ja oddalałam się od szpitala, w którym miałam rodzić.
Wróciliśmy do domu – było deszczowo, chwile przed naszym przyjazdem musiała przejść burza. Przypomniały mi się słowa mojego Ginekologa (którego bardzo polecam: dr Szymona Kozłowskiego z Boramedu): może mnie uratować pełnia albo burza (słowa wypowiedziane po badaniu na kilka dni przed porodem po sprawdzeniu stanu szyjki jeszcze nieprzygotowującej się do porodu). A że było już po pełni, to pokładałam nadzieję w burzy, że wykurzy Nikosia z brzucha. Uwielbiam zjawisko burzy i powietrze po burzy, więc czuję się zawsze wtedy dobrze;). Położyłam się spać, zmęczona tym dniem, a była dopiero 18 godzina. Wstałam po 1h i poczułam przypływ energii, optymizmu i siły 🙂
Czułam, że muszę coś zrobić! Wyszłam na dwór i mówię do męża i Starszego Syna: idziemy na spacer. Patrzyli na mnie jak na szaloną:) Ja kontynuowałam: idziemy na lody:) a to spory kawałek od nas. Mąż pyta, czy jestem pewna czy nie lepiej wziąć auto. A ja czułam, że chce być w ruchu i chce iść:) chyba Synek chciał zejść niżej w brzuchu:) więc ruszyliśmy na spacer. Nie doszliśmy jednak na lody, bo po drodze złapały mnie dwa silniejsze skurcze. Całe szczęście, że po drodze mieszkają moi rodzice, do których mogliśmy zajść. Akurat mama zrobiła moje ulubione pierogi z jagodami:) tam już skurcze miałam co 12 min dość mocne. Ale jeszcze chciałam pojechać na lody:) Żeby dodać zastrzyk oksytocyny po odczuciach z podniebienia 😉 Wiec pojechaliśmy:) Co jakiś czas czułam skurcze coraz silniejsze i czułam… że tym razem zrobię wszystko, aby zwiększyć oksytocynę w krwi i ich nie zatrzymać:)
Tak tez było. Wróciliśmy do domu. Mąż zajął się starszym Synem, a ja zasłoniłam zasłony, usiadłam na piłce i z nagraniami Beaty i Klaudii na zmianę przeżywałam sobie skurcze. Było to bardzo przyjemne przeżycie. Jak mąż uśpił. Synka przyszedł do mnie i razem przeżywaliśmy skurcze:) co prawda nie mogłam czuć wtedy żadnego dotyku, tak jak przy pierwszym porodzie, ale cieszyłam się, że czuję męża obecność.
Była godzina 20. Zadzwoniłam do położnej, co mam robić, skurcze były co 10 min i nabierały na sile. Kazała czekać i rozkręcić akcje. Ja jednak pełna obaw o te 80 km do szpitala i świadomość, że to drugi poród zaufałam jej. Po 23:30 jeden skurcz był tak silny, że po nim od razu wstałam i mówię do męża: dzwonimy po dziadków do starszego Synka i jedziemy do szpitala!
Jak tylko zaczęłam przygotowywać się do wyjazdu i przyjechali moi rodzice, czas między skurczami jakby znów się wydłużył… Zrozumiałam, jak ważną rolę ma ten spokój, poczucie bezpieczeństwa i oksytocyna na tym etapie. Wyczekiwaliśmy ostatniego skurczu, żeby przeżyć go w domu i wyjechać… ale minęło 18 min od poprzedniego (kiedy zadzwoniliśmy po rodziców) i nic się nie zadziało. Poprosiłam, żeby mąż położył rękę na moim ramieniu. Poczułam, że to mi pomoże i tak też było. Jak poczułam ciepłą dłoń męża, od razu nadszedł skurcz. Wsiedliśmy w samochód i szybko dojechaliśmy do szpitala. W samochodzie chciałam bardzo słuchać muzyki, mąż pogłaśniał ją na skurczach to mi pomagało. Ale nie miałam zgranych swoich piosenek czego teraz żałuję 😉
Mąż na skurczu skakał po kanałach radiowych, szukając jakiejś piosenki, która mi się spodoba albo która dobrze mi się kojarzy:) a ja tylko krzyczałam: następna następna 😛 Jak dojechaliśmy do szpitala, skurcze były co 6 min. Rozwarcie 3-4 cm. Dobra informacja od mojej położnej, która już na mnie czekała: to poród 🙂
Szybkie przyjęcie z towarzyszącymi skurczami i trafiliśmy wreszcie ok. 1:30 na salę porodową. Sala z pięknym widokiem na rajską plażę, jak z moich marzeń o upragnionych wakacjach. Położna zapytała, czy może włączyć muzykę. Była przygotowana — miała radio, albo puszczała z komputera, teraz już nie wiem. Niesamowite jakby wiedziała, czego będę potrzebować 🙂
Muzyka pomagała mi przezywać skurcze. Myślałam o nadchodzącej fali i odchodzącej. Wizualizowałam sobie to, patrząc na rajską plażę. Mąż był przy mnie z telefonem przy uchu, puszczał mi nagrania Beaty z afirmacjami. Bardzo pomogło mi to i przypominało o oddechu. Mąż co chwile pytał, co robić, a ja nie potrzebowałam niczego innego tylko puszczania muzyki i żeby przypominał mi o oddechu.
Tak jak na co dzień uwielbiam dotyk i czasem, aż mi go brakuje, tak podczas skurczy, dotyk jakby mnie parzył… nie chciałam czuć dotyku i byłam bardzo wrażliwa np. na śliski materiał pod stopami. Padło pytanie o znieczulenie. Pierwszego Syna urodziłam bez… ale teraz, czułam się zmęczona już tymi skurczami, które mnie nawiedzały, od przeszło 24 h dodatkowo była to druga nieprzespana noc. Czułam zmęczenie. Nawet powiedziałam mężowi, jak trafiłam na łóżko w pozycji łokciowej: ja nie mam siły rodzić 😉
Znieczulenie przyjęłam, ale i tak czułam ból. Może odrobinę mniejszy. Zapomniałam z tego wszystkiego powiedzieć położnej, że nie lubię igieł, i czasem zdarzało mi się zemdleć przy pobieraniu krwi… i podczas wkucia w kręgosłup… trochę się zestresowałam… i zrobiło mi się słabo. Tętno moje i dziecka trochę spadło, położne musiały mnie położyć. Na szczęście nie odpłynęłam. Poczułam drętwienie w nogach. To było zdrętwienie raczej ze stresu uczucia igły niż od znieczulenia.
Dzidziuś jak się okazało, nie schodził w dół, bo jak stwierdziła położna, był owinięty pępowiną. Trochę mnie zestresowała ta informacja i zapytałam, czy nie musi być cesarskiego cięcia. Po podaniu znieczulenia poczułam jeszcze tylko jeden skurcz zwykły i od razu zaczęłam mieć skurcze parte. Byłam zdziwiona, że to już. Tak szybko. Cały czas przypominali mi: mąż i położne o oddechu. Żeby oddychać do brzucha, dać powietrze dziecku. Bardzo dobrze mi to wychodziło dzięki ćwiczeniom oddychania w ciąży. I bardzo uśmierzało to ból. Wypróbowanie różnych pozycji do parcia i na kilku skurczach partych chyba 3 Synek wyłonił się 🙂
Było to dla mnie niesamowite, że tak szybko udało mu się przejść kanał rodny:) po doświadczeniach z pierwszego porodu kiedy trwało to 35 min i główka wychodziła i się cofała, robiłam dwa kroki w przód i jeden w tył. Tutaj można powiedzieć wyskoczył, jak po maśle 🙂
Wody odeszły tuż przed jego wyjściem na zewnątrz. Ten poród był naprawdę błękitny i ekspresowy. Skurcze przeżyłam w domu, tak jak sobie wymarzyłam. A skurcze parte to był moment, nawet nie wiem kiedy po kilku skurczach Nikoś był na świecie. Zaskoczona byłam jak położna zapytała, czy chcę poczuć głowę ręką. Poprzedniego Synka parłam ponad pół godziny i była to dla mnie, wtedy wieczność. Nie chciałam poczuć główki, bo czułam w pierwszym porodzie i nie wspominam tego uczucia dobrze 😛
Gąszcz włosów i taka mięciutka ta główka. Dopiero przy tym porodzie zrozumiałam, czemu kobiety decydują się na poród w domu. Po prostu przeżywanie tego pięknego przeżycia w domu musi być wyjątkowe… nie chciało się, aż przerywać tych skurczów leżąc na kanapie w salonie i jechać do szpitala. Jednak ja jestem osobą czującą się bezpiecznie w szpitalu. Otoczona wyspecjalizowanym personelem, czułam, że w razie potrzeby będą w stanie naszemu dziecku albo mi pomoc natychmiastowo.
Położna (Karolina Świętochowska), z którą rodziłam, była niesamowita i cudowna. Tak poprowadziła mnie i moje ciało, przez różne pozycje, abym bezpiecznie urodziła dziecko. W ten sposób o godzinie 2:52 przywitaliśmy naszego cudownego Synka – Nikosia:) a teraz jesteśmy szczęśliwymi rodzicami już dwójki chłopaków!
Powodzenia dla Was dziewczyny! To tak piękne przeżycie przywitać swoje dziecko na świecie… że pamiętajcie, jak jesteście w trakcie tego bólu: to minie. Jak fale przychodzą i odchodzą. Skurcze przychodzą i odchodzą tak samo. A dodatkowo… one miną. A jak miną to będziecie miały na brzuchu owoc Waszego ciała, który przez 9 miesięcy hodowałyście pod sercem. Powodzenia <3
Chcesz się podzielić swoją historią?
Jeśli chcesz podzielić się ze mną i światem swoją historią porodową, wzmocnić inne kobiety w ciąży, pokazać, jaką drogę przeszłaś, co się w Tobie zmieniło, jak Twoje wybory wpłynęły na poród, pokazać kobiecą moc i sprawczość i przede wszystkim pokazać, że poród (bez względu na to, jak finalnie się skończył) może być pięknym wzmacniającym doświadczeniem — możesz ją wysłać tutaj.